Własnie spotkałam pierwszy raz od siedmu lat swojego byłego a zarazem pierwszego faceta. Rozstaliśmy się dziesieć lat temu. Oboje mielismy wtedy po 17 lat, wydawało sie mi, ze jest to facet bez perspektyw.
Co byś wolał?Żyć 100 lat, ale być chorym na AIDSŻyć 25 lat i być zdrowymCo byś wolał?Codziennie wymiotowaćCały czas mieć biegunkęCo byś wolał?Zostać stratowanym przez bawołaZostać kopniętym w krocze przez koniaCo byś wolał?Żeby zaatakował Cię niedźwiedźŻeby zaatakowało Cię 40 szczórówCo wolisz?GTA VWiedźmin 3: Dziki GonCo byś wolał?Dostać od Chucka Norrisa w twarzDostać od Bruca Lee w kroczeCo byś wolał?Co byś wolał?Nie mieć dzieciMieć 8 dzieciCo byś wolał?Mieć 6 palców u każdej z dłoniNie mieć po jednym palcu u każdej z kończynCo byś wolał?Wyjechać na wakacje do USAWyjechać na wakacje do BrazyliiCo byś wolał?Ważyć 20 kgWażyć 170kgCo byś wolał?Skoczyć ze spadochronemWyjechać na dwutygodniowe wakacje tam, gdzie chceszCo byś wolał?Przelecieć się F-16Przejechać się czołgiemJesteś:ChłopakiemDziewczyną Quiz w Poczekalni. Zawiera nieodpowiednie treści? Wyślij zgłoszenie
Zobacz 7 odpowiedzi na pytanie: Dlaczego one chcą mnie przelecieć? Pytania . Wszystkie pytania; Sondy&Ankiety; Kategorie . Szkoła - zapytaj eksperta (1893)

Wyszukaj na forum: Dodaj temat ❯ Wróć na stronę główną forum Wróć na stronę kategorii Romans i zdrada Romans i zdrada Czy da się zaprzyjaźnić z gościem, który chce Cię przelecieć? Rozpoczęte przez ~Cinderella, 15 maj 2022 ~Cinderella ~Cinderella Napisane 15 maja 2022 - 16:20 Czy da się zaprzyjaźnić z facetem, który chce Cię przelecieć? Czy przyjaźń między kobietą i mężczyzną nie jest możliwa? Czy przyjaźń po przejściu zauroczenia jest możliwa? Czy gdy facet chce się odkochać to zaczyna unikać kobiety? Udostępnij | Dodaj wpis | Cytuj | Link bezpośredni | Zgłoś naruszenie ~Waclaw ~Waclaw Napisane 18 maja 2022 - 23:11 Masz 15 lat że pytasz? Udostępnij | Dodaj wpis | Cytuj | Link bezpośredni | Zgłoś naruszenie ~Kpr. Wiaderny ~Kpr. Wiaderny Napisane 19 maja 2022 - 04:43 Nie da się, ja ze swoją Przyjaciółką jestem już w 20letnim związku i mamy trójkę dzieci. Byliśmy tylko przyjaciółmi, do czasu....:) Udostępnij | Dodaj wpis | Cytuj | Link bezpośredni | Zgłoś naruszenie » odpowiedz » do góry 1 Strona 1 z 1 Strona 1 z 1

Angielskiego najszybciej nauczysz się online. Wypróbuj za darmo kurs eTutor. get somebody to do something - tłumaczenie na polski oraz definicja. Co znaczy i jak powiedzieć "get somebody to do something" po polsku? - przekonać kogoś, aby robił coś.
Komentarze sameQuizy: 55 Nie ma szans!Tak naprawdę niewiele wiesz o cierpieniu. Prędzej mógłbyś zranić kogoś innego niż siebie. To najpomyślniejszy wynik. Bądź wdzięczny za to co masz. Podziel się wynikiem w komentarzu! Odpowiedz Nie rób tego! Jest niewielka szansa na to, że sobie coś zrobisz, raczej nie cierpisz na depresję. Jednak… życie to Twój wybór, ale czy na pewno widzisz wszystko we właściwy sposób? Co jeśli się mylisz i nie jest tak źle jak się wydaje? Może wystarczy zmienić sposób myślenia, a problemy nagle uda się rozwiązać? Pamiętaj, że ból jest tymczasowy, z odpowiednim wsparciem uda Ci się przezwyciężyć problemy. Cierpienie kiedyś przeminie, warto dać sobie szansę na dobre życie. Mam nadzieję, że uda Ci się przezwyciężyć własne demony. Uważaj na siebie! Podziel się wynikiem w komentarzu! sprawa wygląda tak że jakieś 4 miesiące temu to jak byłam na siebie zła brałam nożyczki i szruuu po ręce pare razy, ale to nie były poważne rany. Nie lała się krew, ale jednak były ślady chociaż po kilku godzinach znikały… Poprostu jakby podrapać się ostrym paznokciem, ale spoko poważniej raczej nie będzie i już tego nie robię. to było dziwne. Odpowiedz Jest niewielka szansa na to, że sobie coś zrobisz, raczej nie cierpisz na depresję. Jednak… życie to Twój wybór, ale czy na pewno widzisz wszystko we właściwy sposób? Co jeśli się mylisz i nie jest tak źle jak się wydaje? Może wystarczy zmienić sposób myślenia, a problemy nagle uda się rozwiązać? Pamiętaj, że ból jest tymczasowy, z odpowiednim wsparciem uda Ci się przezwyciężyć problemy. Cierpienie kiedyś przeminie, warto dać sobie szansę na dobre życie. Mam nadzieję, że uda Ci się przezwyciężyć własne demony. Uważaj na siebie! Podziel się wynikiem w komentarzu!już nie chce żyć, chcę umrzeć teraz 😥 Odpowiedz Powinieneś nieco zwolnić tempo życia, odstresować się, bo rzeczywistość wiele od Ciebie wymaga. Mimo tego sporo brakuje Ci do punktu załamania. Skupiaj się na tym co daje Ci szczęście, zaplanuj jak rozwiązać problemy i trzymaj się tego. Będzie dobrze. Podziel się wynikiem w komentarzu! Prawie? ah jestem tylko na skraju załamania nerwowego :D fajny test polecam ^^ Odpowiedz1 Nie rób tego!Jest niewielka szansa na to, że sobie coś zrobisz, raczej nie cierpisz na depresję. Jednak… życie to Twój wybór, ale czy na pewno widzisz wszystko we właściwy sposób? Co jeśli się mylisz i nie jest tak źle jak się wydaje? Może wystarczy zmienić sposób myślenia, a problemy nagle uda się rozwiązać? Pamiętaj, że ból jest tymczasowy, z odpowiednim wsparciem uda Ci się przezwyciężyć problemy. Cierpienie kiedyś przeminie, warto dać sobie szansę na dobre życie. Mam nadzieję, że uda Ci się przezwyciężyć własne demony. Uważaj na siebie! Podziel się wynikiem w komentarzu!Wiesz ty co? Już dawno to robiłam Większość nocy? Przepłakane Dużo posiłków? Nie zjedzoneJakim cudem mała szansa?Depresji u mnie nie wykryli bo nie wychodzę z domu Fakt byłam 1 raz u psychologa czy coś nie wiem gdzie się robi takie i jest jak Gwiazdy – świeci długo Aczkolwiek kiedyś i tak te gwiazdy stracą ten sam blask co kiedyś. Odpowiedz Nie rób tego!Ale co ja niby mam poprawić jak wychodzić z przyjaciółmi nie mogę przez rodziców bo się o mnie boją a gdy mi na pójście pozwolą to i tak po mnie przyjadą i jeszcze beke zrobią Mam straszną chorobę jeszcze I przeżywam męki miłosne przez kilka latJuż nie chce żyć! Odpowiedz2 @F…n z rodzicami też tak mam. Dlatego nie mogę iść do lekarza pod wymówka; idę do koleżanek Odpowiedz To jest dziwne muwi że za mało punktów ale się samo okaleczam ;-; Odpowiedz Nie rób tego! Jest niewielka szansa na to, że sobie coś zrobisz, raczej nie cierpisz na depresję. Jednak… życie to Twój wybór, ale czy na pewno widzisz wszystko we właściwy sposób? Co jeśli się mylisz i nie jest tak źle jak się wydaje? Może wystarczy zmienić sposób myślenia, a problemy nagle uda się rozwiązać? Pamiętaj, że ból jest tymczasowy, z odpowiednim wsparciem uda Ci się przezwyciężyć problemy. Cierpienie kiedyś przeminie, warto dać sobie szansę na dobre życie. Mam nadzieję, że uda Ci się przezwyciężyć własne demony. Uważaj na siebie! Podziel się wynikiem w komentarzu!… Od roku mam stwierdzoną depresję o mam pokaleczone uda, ręce, już nie mam siły… Odpowiedz6 @The—-Devils—-Daughter współczuję😥 też muszę zacząć coś ze sobą robić, bo się załamię. Tylko to takie trudne Odpowiedz Emmm mam stwierdzona depresje od 3 lat pokaleczone rece, uda, brzuchz mysli samobojcze a ten test pokazuje ze raczej nie mam depresji i jest niewielka szansa na to ze sie okalecze hymmmmm Odpowiedz Nie rób tego! Już zrobiłam wiele razy… I właściwie to właśnie planuję jak będę pisała list… Odpowiedz Sposób, w jaki na mnie patrzy i to, że kiedy jest obok, czuję się tak wyjątkowo” – mówi Marta. Była przekonana, że relacja, która ich łączy, jest czymś więcej niż przelotnym romansem. On jednak bardzo się starał tylko wtedy, gdy był obok. Na co dzień nawet przez myśl mu nie przeszło, by do niej zadzwonić i zapytać, jak

zapytał(a) o 21:51 Chce mnie przelecieć? Jestem od 2 miesiecy z chlopakiem, on nalega zebysmy sie piescili i wg, czesto sie foszy jak nie moge przyjsc albo jak mu odmawiam, ale jednak zawsze do siebie wracamy, mowi mi prosto w oczy ze mnie kocha, smialo rozmawia z moja rodzina, znajomymi, jest gdy go potrzebuje i juz nie wiem, jest 18 letnim prawiczkiem i duzo osob mi mowi ze chce tylko sie rozprawiczyc a potem mnie zostawic, kiedys zmienial dziewczyny jak rekawiczkił, zarywał do wszystkich dziewczyn w miescie To pytanie ma już najlepszą odpowiedź, jeśli znasz lepszą możesz ją dodać 1 ocena Najlepsza odp: 100% Najlepsza odpowiedź AmorEsMi odpowiedział(a) o 21:52: 2 miesiące to za mało moim zdaniem . widać , że jesteś porządna :D Odpowiedzi kicia009 odpowiedział(a) o 22:53 HejMoim zdaniem on za bardzo się pośpieszył w końcu jesteście dopiero 2 miesiące. Na wszystko przychodzi czas, jeżeli mu na tobie zależy i myśli o tobie poważnie nie powinien się wkurzać bo mu odmawiasz czy że nie przyjdziesz. Wiesz on ma 18 lat i pewnie nie chce być gorszy niż inni koledzy, ale pytanie gdzie uczucia jego do ciebie? kochać to nie tylko piękne słowa ale przede wszystkim uczynki , (nie chodzi tu o uczynki intymne) jeżeli nie jesteś gotowa na takie rzeczy jakie on ci proponuje on powinien to uszanować tym bardziej jeżeli Cię kocha. Nie rób nic czego nie jesteś pewna i czego nie chcesz. Moja koleżanka też była kiedyś z chłopakiem , nalegał ciągle mówił że ona go chyba nie kocha że nie chce z nim bliskości aż się zdecydowała i to dla tego że go kochała, niestety nie posłuchała mojej rady i po miesiącu czasu tak pokombinował by się rozstać ale żeby wina była po jej stronie, pamiętam strasznie to przeżyła , a i jeszcze takie niesmacznie rzeczy intymne poopowiadał kolegą że szok... mam nadzieję że troszkę pomogłam..a decyzja co zrobisz należy do cię cieplutko... Uważasz, że ktoś się myli? lub

Ale pewne znaki mogą ci powiedzieć, czy kobieta cię lubi, czy nie. Oczywiście to tylko wskazówki, więc nie muszą być w 100% poprawne. Każdy jest inny. Ale im więcej z tych punktów ma zastosowanie, tym bardziej prawdopodobne jest, że ona naprawdę myśli, że jesteś wspaniały, a może nawet cię chce. Cześć Dziewczyny! Po dłuższym namyśle i konsultacji z najbliższymi postanowiłam puścić tekst w sieć. Tekst o najdziwniejszym i najbardziej pogmatwanym epizodzie w dotychczasowym życiu dwudziestoczteroletniej dziewczyny, która tak naprawdę gówno wie o życiu, bo wychowała się w kochającej rodzinie, z dala od patologii. Głównym celem teraz jest rozmowa, bo bez niej problem zniknie i wrócimy do punktu wyjścia udając, że "nic się nie stało". Starałam się zareagować najszybciej jak się dało, choć patrząc po czasie sama nie wiem, czemu zrobiłam to, a nie tamto... Strach przytłacza, zjada rozsądek i racjonalne zachowania. JEST PIĘKNIE Wakacje już w połowie zdążyły przelecieć przez palce, zapisując w moim życiu zakończenie kolejnych dwóch etapów: ostatni rok edukacji i obronę pracy magisterskiej. Jednocześnie wydawało mi się, że w końcu zacznę zapisywać swoje życie od nowa, kiedy to znaleźliśmy mieszkanie marzeń i ostatecznie zapadła decyzja o kredycie i własnym kącie. Zaczęły się usilne poszukiwania pracy, roznoszenie nowego, zmodyfikowanego CV i rozpytywanie znajomych. Pewnego dnia zadzwonił telefon. Jeden z pracodawców do których wysłałam dokumenty zaprosił mnie na rozmowę, po której byłam prawie pewna, że zostanę zatrudniona. Wszystko wpasowywało się w ramy moich/naszych oczekiwań - umowa o pracę, ubezpieczenie, stały dochód... Praca znajduje się około 10 minut od Miechowa,gdzie za niedługo mamy zamiar się wprowadzić. Co prawda branża zupełnie mi obca, bo handel wyrobami drewnianymi, ale zdeterminowana i chętna do nauki - podjęłam decyzję. Jednak mieliśmy już opłacony wyjazd na wakacje, czego nie ukrywałam. Ostatecznie obiecawszy powrócić za dwa tygodnie w pełnej gotowości do podjęcia stanowiska - pojechałam zwiedzać Rzym. DAĆ Z SIEBIE WSZYSTKO! Dwa tygodnie później zostałam zaproszona na godzinę 8 rano, by ustalić szczegóły. Jednak, ku mojemu zdziwieniu i braku ówczesnego przygotowania - okazało się to normalnym dniem pracy. Dziesięciogodzinnym. Zostałam poinformowana, że na okres, gdy będę uczyć się pracy nie podpiszemy żadnej umowy, bo "może się okazać, że to mi nie odpowiada". Ale z zastrzeżeniem, że dostanę wypłacone dniówki w wysokości 60złotych. Stwierdziwszy, że praca może mnie faktycznie przerosnąć(kompletnie nie wiedziałam co to więźba, drewno szalunkowe, ani o co chodzi z impregnacją łat) zgodziłam się na taki warunek. Pracownicy byli bardzo uprzejmi i pomocni, Nie miałam problemów z komputerem, kasą i zarządzaniem dokumentacją w biurze - tego nauczyłam się w pierwszych dwóch dniach. Ogarnięcie całego asortymentu i różnych nazw dla jednej dechy okazało się wyzwaniem. Wyzwaniem, któremu podołałam w niecały tydzień kładąc sobie za punkt honoru nauczenie się samodzielności w moich obowiązkach. Dawałam z siebie wszystko, w wolnym czasie ucząc się przeznaczenia różnego rodzaju preparatów leżących na półkach, żeby w razie wątpliwości umieć odpowiedzieć na wszelkie pytania, o jakie potencjalny klient może spytać. Myślałam, że złapałam już większość więc etap szkolenia mogłabym zamknąć i zaczęłam podpytywać o umowę. Moje prośby i pytania jednak były zbywane. Argumenty? - porozmawiamy o tym na spokojnie, jak nie będzie ludzi. Nie było ruchu, to wtedy: - muszę teraz jechać do Krakowa, pogadamy jutro, dobrze? Wymagania były coraz większe, zakres obowiązków też, a ku zniecierpliwieniu mojemu i mojego męża żadnej wiążącej decyzji nie udało mi się uzyskać. Nie miałam jednak wielkich podstaw, ażeby nie ufać (tfu!)szefowi, bo pracownicy utwierdzali mnie w przekonaniu, że jest okej. Tak leciały dni, aż do kontroli SANEPIDu, kiedy to szef wystraszył się o nieaktualne zaświadczenia lekarskie innych pracowników. Wtedy to zlecił mi wykonanie badań, żeby móc podpisać umowę, bo jak mnie przekonywał - chce, żeby wszystko było zgodnie z prawem, żebym była ubezpieczona jak się należy itp... Planowałam przeprowadzić wszystkie badania w swoich rodzinnych stronach: pracodawca nie miał podpisanego kontraktu z żadną poradnią, więc decyzja o miejscu należała do mnie. Ja od razu odwiedziłabym najbliższych, których już dawno nie widziałam więc przekonana o słuszności swoich planów zakomunikowałam o tym (tfu!)szefowi. On z kolei zaproponował, ażeby zminimalizować koszty - pojedzie ze mną! Bo musi zawieźć drewno na tralki w okolice Suchej Beskidzkiej, to wracając przejedziemy przez Wadowice bo na jedno wychodzi. Nie podejrzewając nic, kierując się oszczędnością(reszta pieniążków które odłożyłam po ostatnim przepracowanym miesiącu-czerwcu zaczynała uciekać na lewo i prawo zostawiając mnie powoli bez grosza) umówiłam się z lekarzem na wizytę oraz z domownikami na obiad. Tak, na obiad, żeby nie wydawać niepotrzebnie pieniędzy w trasie na jakieś hot-dogi albo inne obiady, kiedy mam pod nosem rodzinny, darmowy obiad :) DZIEŃ W KTÓRYM ZDROWY ROZSĄDEK ZANIKA W ten dzień przyjechałam do pracy ponad godzinę wcześniej. Wzięłam ze sobą teczkę z kwestionariuszem osobowym, udało mi się też podpisać umowę, brakowało do szczęścia tylko zaświadczenia. Byłam zarejestrowana na ale w planach wpierw były sprawy firmowe - żeby dojechać wpierw rozładować towar a następnie do mnie potrzebowaliśmy jakichś 3 godzin. Całe szczęście zdążyliśmy na czas. Badania wykazały, żenie ma przeciwwskazań, abym podjęła pracę na takim stanowisku i z zaświadczeniem pojechaliśmy do mojego domu rodzinnego. Po obiedzie, kawie i opowiadaniu o pracy trzeba było wracać, żeby zdążyć przed 17 z powrotem. Droga powrotna jednak wyglądała zupełnie inaczej. Wszystko zaczęło się po tym, jak (TFu!)szef zaproponował mi przejechanie się jego wozem. Toyota Land Cruiser, którą posiadał miała automatyczną skrzynię biegów. Powtarzałam nieraz, że nigdy takim autem nie jechałam ani jako pasażer ani jako kierowca. Ten ochoczo zatrzymał się na poboczu, żebyśmy zmienili się miejscami. No cóż, wielkiej filozofii nie ma, ale nie jechało mi się za wygodnie, bo co chwilę chciałam sięgać do skrzyni biegów, żeby redukować, więc bez entuzjazmu skwitowałam, że niestety nie dla mnie takie auto i wolę siedzieć jednak z boku. Zatrzymałam się na poboczu, żeby wrócić na miejsce pasażera. (TFu!)szef rozłożył ramiona, żeby mnie przytulić gratulując mi nowego doświadczenia. Czując się niezręcznie ale żeby nie wyjść na niewdzięczną, bo jego auto to jego cudeńko poklepałam go po plecach wydukując z siebie " dziękuję za umożliwienie mi takiej próby". Ten ścisnął mnie mocniej i odrywając uścisk przybliżał twarz do mojej chcąc mnie pocałować. Moja ręka automatycznie podleciała w kierunku buzi która oderwała się o odskoczyłam jak poparzona. Trwało to może ułamki sekund, ale zamiast pier**lnąć starego capa w twarz wskoczyłam do auta i zatrzasnęłam za sobą drzwi. On wsiadł z drugiej strony udając, że nic się nie stało i rozmawiając dalej. NIC SIĘ NIE STAŁO Siedziałam obrócona w stronę okna, bez słowa. (TFu!)szef zachowywał jakby nigdy nic, wręcz stał się jeszcze bardziej natarczywy, chwytał mnie za rękę, całował w nią i ciągnął w swoim kierunku. Potem zaczęło się kładzenie ręki na udzie, brzuchu, ale pomimo mojego odpychania wciąż był natarczywy. Jechaliśmy jakąś dziwną drogą. Mnie okropnie rozbolała głowa, po której kołatało się milion myśli. Pomimo, że mieszkałam w tamtych okolicach 20 lat nie jeździłam takimi ścieżkami. Chwyciłam moją ogromna torbę zastawiając się nią na wszystkie możliwe strony. Nagle z boku usłyszałam komunikat, że on musi się iść załatwić i zatrzyma się tam w krzakach, bo tutaj jeździ na polowania więc zna te tereny, a tu żebym zobaczyła gdzie się chowają jak strzelają do kaczek... Zaczęłam trochę panikować, ale udawałam spokój. Zatrzymał się przy jakichś stawach mówiąc, żebym wyszła sobie popatrzeć a on polazł w drugim kierunku. Wyskoczyłam z auta, żeby widzieć co się dzieje wokół i nie być osaczoną w aucie. Po mojej bolącej głowie chodziły różne plany - uciekać? Dzwonić do rodziców, męża? Nawet nie wiem gdzie jestem! Bałam się, że jak zareaguję nerwowo, to jemu coś odwali, zrobi mi krzywdę, zabije i wrzuci mnie do stawu albo zakopie. Wszystkie najgorsze scenariusze latały mi po głowie, bo miałam świadomość, że najwięcej takich zbrodni popełniają osoby z najbliższego otoczenia ofiary. Cała ta wiedza kumulowała się w mojej łepetynie powodując koszmarny, wręcz odurzający ból. Czekałam aż wróci do auta, ale zamiast tego człapał w moim kierunku. Odchodziłam na bok udając że oglądam staw, starając się zachowywać normalnie, żeby nie sprowokować żadnego agresywnego zachowania. Ten rzucił się na mnie od tyłu i chwycił mocno oplatając rękami. Po paru sekundach trwających wieczność wyrwałam się i zamknęłam w aucie starając się, żeby wyglądało to jak najbardziej naturalnie. Serce biło mi jak szalone... "SĄ RZECZY O KTÓRYCH LEPIEJ JAK MĄŻ NIE WIE..." Jechałam jak na szpilkach rozglądając się za znakami drogowymi, żeby wiedzieć gdzie się znajduję. Po moim milczeniu pojawiły się pytania okraszone kolejnym kładzeniem ręki na kolanach i braniem jej do całowania: - Jesteś zła Oleńko?- W takich kategoriach bym tego nie rozważała... Nie chcę żeby koś mnie dotykał, prócz Grześka, po prostu mam z tym problem i już przez takie coś przechodziłam. - Ale ty jesteś taka słodka, piękna laleczka kochana, że bym cię najchętniej schrupał!!! Moje słowa jakby nie docierały, moja ręka była intensywnie całowana i zostawiłam ją, wolałam poświęcić rękę do całowania niż użerać się z jego rękami na moim ciele. - Są takie sprawy o których lepiej jak mąż nie wie, potem są problemy w małżeństwie, mówię Ci to z serca, z doświadczenia! - Ja raczej jestem szczera i mówię o wszystkim mężowi, tego samego oczekuję od niego. - Choćby był najlepszy to przecież tylko mąż. Ma swoje instynkty i piękna kobieta go pociąga, odda się rozkoszy i to rozumiem. Gdybyś Ty też miała jakieś problemy w domu możesz zostać w pracy robić nadgodziny. Bo my jesteśmy przyjaciółmi Oleńko, możemy rozmawiać szczerze. Myślę, że powinnaś mówić do mnie Zbyszku... Szczęka mi opadła i zaczęłam wywód, że absolutnie, że nasze kontakty są zawodowe i takie zachowanie nie przystoi, że źle bym się czuła. On dalej miętolił moją rękę ciągnąc: - Ale wiadomo w niektórych sytuacjach trzeba by zachować takie pozory, ale na co dzień... Nie wdawałam się potem w bezsensowne gadki, moralność moja dalece odbiegała od przekonań tego osobnika. Jedyne o czym marzyłam to wrócić do domu, żeby to wszystko się skończyło. POMOCY!!!! Wróciliśmy do zakładu. Beznamiętnie wrzuciłam wszystkie kartki do jednej teczki, położyłam ją na biurku, wpisałam się do zeszytu obecności, który dostałam polecenie prowadzić. W zakładzie zachowywał się inaczej - wszędzie tam są kamery, więc trzeba się pilnować. Wśród pojękiwań (tfu!)szefa, że powinnam mu o wszystkim mówić szczerze -pojechałam do domu. Wsiadłam do auta i odjechawszy jakieś trzysta metrów wybuchłam płaczem. Jechałam do domu, ale najchętniej zaszyłabym się pod ziemię. Chciałam zadzwonić do męża, ale akurat zaczynał pracę, nie mógł rozmawiać. Od wewnątrz zjadało mnie poczucie winy. Nigdy nie ubierałam ani nie zachowywałam się wyzywająco, ale mimo wszystko miałam takie paskudne uczucie, że to moja wina i powinnam z tym zostać sama. Jednak czułam, że sama sobie z sobą nie poradzę, że mi chyba odbije jak zacznę sama z tym walczyć i postanowiłam wybrać tylko jedną osobę, której o tym powiem. Nagrałam się na pocztę przyjaciółce, która akurat wypoczywa nad morzem ze swoim chłopakiem, prosząc o pilną rozmowę. Wróciłam do domu, zmyłam czarne zacieki tuszu z policzków i wyjechałam autem w pola, żeby nikt inny na całym świecie nie słyszał tej rozmowy. Usłyszałam dokładnie to, co ja bym poradziła komuś w tej sytuacji: Uciekać!!! Poczucie winy zmalało, pojawił się ogromny wstyd i strach. Mówić o tym Grześkowi, czy nie? Ubzdurałam sobie, że może lepiej, żeby nie wiedział, że załatwię to sama, że to mój problem, że będzie na mnie zły... Patrząc na to po chwili zupełnie nie wiem skąd takie myśli mogły się w ogóle pojawić? Jednak tak właśnie było i najbardziej racjonalne przekonania nie potrafiły do mnie trafić. Skończyłam godzinne rozmowy, w międzyczasie zadzwoniła jeszcze mama. Udawałam, że wszystko jest okej, bo nie potrafiło mi to przejść przez gardło. Najpierw Mąż... WYMYŚLIŁAM TO WSZYSTKOTej nocy nie mogłam spać. Budziłam się co chwilę cała w potach, zrywając się z krzykiem. "Tak nie może być" - pomyślałam o 4 rano i wstałam. Szybko ubrałam się i niewiele myśląc wsiadłam w auto i pojechałam do męża do pracy. Był niesamowicie zdziwiony moją obecnością, dopytywał co się stało, ale prosiłam go, żeby mi zaufał i pojechał ze mną. Nie chciałam rozmawiać u niego w pracy, bo przeczuwałam, że znów opowiadając zaleję się łzami. Zostawił swoje auto koledze i bez słowa poszedł za mną, choć widziałam, że zaczyna w nim narastać niepewność i zdenerwowanie. Wsiedliśmy do auta i zaczęłam opowiadać zaczynając od słów: "nie będę już tam pracować..." i po kolei jak wyglądał mój wczorajszy dzień. W końcu musiałam zatrzymać się na jakimś zajeździe. Była 6:36. Patrzyłam na niego niepewnajak zareaguje. Dzięki Bogu pomimo ogromnej złości podszedł do sprawy bardzo rozsądnie i skupił się na mnie. Czując Jego wsparcie wiedziałam, że damy radę. Początkowo chciałam jechać sama, jednak zostało mi zakomunikowane, że nie ma takiej opcji, żeby weszła do zakładu pracy sama i idzie ze mną. Poczułam się bezpieczniej. Około godziny 8 pojechaliśmy do mojej(byłej)pracy. Nie było nigdzie(tfu!) szefa, więc jak co rano weszłam do biura po swoje dokumenty, po podpisaną umowę i zeszyt obecności. Po chwili wszedł (tfu!) szef, ale ponieważ przyszła jego córka wyszliśmy na zewnątrz. Niestety pięciolatka nie chciała słuchać ani mnie, ani ojca i szła wszędzie gdzie on. Mąż stanął murem obok mnie, gdy dukałam mu, że "PAN przekroczył granice, których się nie przekracza, że tak nie można pracować i krzywdzi innych i ja nie zamierzam tego tolerować." On nagle przestał mi "Oleńkować" i rozmowa nabrała charakteru formalnego. "Proszę Pani", "Pani Aleksandro"... Na placu zeszło się ludzi - moi znajomi pracownicy wyglądali z każdego kąta z zaciekawieniem co jest przyczyną porannych nerwów na placu. Opiekunka córki wyglądała z wielkimi oczami chyba najwyraźniej nie wierząc w to co mówię, a dziewczynka patrzyła z kwaśną miną w kierunku ojca, potem na mnie, na Grześka i znów na ojca. Ten stary zboczeniec stwierdził, że nie wie co ja sobie ubzdurałam, ale on mi nigdy nic nie zrobił, że w życiu by nikogo nie skrzywdził. To ja sobie coś ubzdurałam, może takie mam fantazje, może coś źle odebrałam, ale on nigdy nic nie zrobił! Na koniec dwa hity: 1. Jemu jest przykro, że został W TAKI SPOSÓB potraktowany, jak nie człowiek, że na to nie zasługuje, że sprowadzam tu męża i tak z nim rozmawiam(w międzyczasie wtrącając "mówiłem przecież, żebyśmy o wszystkim szczerze rozmawiali!") i wygonił nas z posesji. Ja jeszcze na odchodne pokazałam mu swój zeszyt obecności pytając czy ma na tyle honoru, żeby mi wypłacić za te trzy przepracowane tygodnie? Wyrzucił nas za machając ręką że nie ma nic więcej do powiedzenia. Rzuciłam zeszytem. Popatrzyłam tęsknym wzrokiem za chłopakami na placu, chciałam im wyjaśnić o co chodzi. Ten stary pierdzioch na pewno im powie, że chciałam go w coś wkręcić, mam nierówno pod sufitem, cholera wie co jeszcze... 2. Odchodziłam już w stronę auta ze świadomością że dziś w tym miejscu moje dobre imię zostanie przez niego zrównane z błotem. Grzesiek wsiadł do auta, wtedy on odwrócił się krocząc w moim kierunku wołał do mnie: "To rozumiem, że nie przychodzi Pani dziś do pracy?????" z głupim uśmiechem zacierając ręce. "Do pracy? Pracowałam jak murzyn za darmo i mam przyjść do PRACY????!!!!!" Grzesiek wychodził już z powrotem z auta pompując się ze złości. Tamten zdążył już do mnie podbiec, a ja wyciągnęłam umowę i bezceremonialne potargałam mu przed nosem. "Oryginał też niech pani rwie"- popatrzył przysuwając się do mnie. "Oryginału dawno nie ma..." - wsiadłam do auta. Odjechałam jakieś 10 metrów i zalałam się łzami, a moje ciało rozlało się jak gąbka. Zatrzymałam się na jego pieprzonym wyjeździe, Grzesiek wyleciał, żeby usiąść za kółkiem a ja przetoczyłam się na siedzenie pasażera. Jechałam rycząc jak bóbr zła na to jak mogłam dać się tak wyr*chać, po czym z amoku wyrwał mnie dzwonek telefonu. Na wyświetlaczu pojawiła się ikona z napisem "SZEF Dr*wnolam". Grzesiek kazał mi dać sobie telefon, ale przesunęłam palcem po ekranie w kierunku czerwonej słuchawki. Nie chcę go już nigdy widzieć, ani słyszeć. Zdjęłam okulary żeby wytrzeć czerwone oczy, z całego tego stresu na powrót obudziła się moja arytmia... Grzesiek wyciągnął do mnie rękę i jechaliśmy do domu. DLACZEGO? Dalej już tylko dochodziłam do siebie. Zapadła decyzja, żeby powiedzieć o tym wszystkim, których znam. Mam żal do siebie, że nie zdążyłam powiedzieć prawdy innym pracownikom. Jeszcze większy żal mam do siebie, że pozwoliłam sobie zaufać komuś na tyle, żeby dać się wychulać jak dziecko... Że 780 złotych które mieliśmy dołożyć do notariusza poszło się paść i robiłam trzy tygodnie u tego zboczeńca za darmo. Ale najbardziej boli mnie co innego... Pracownicy opowiadali mi, że od jakiegoś czasu nikt nie może się tam złapać do pracy na stałe. Że były przede mną dziewczyny, przepracowały tydzień, dwa, jedna parę dni i rezygnowały. Pytałam o to kiedyś (tfu!)szefa, ale mówił, że nie radziły sobie z obliczeniami, że za długo praca(10 godzin codziennie), że jedna kradła... Wiecie co ja myślę? Kurde, że pieprzony zboczeniec wykorzystuje dziewczyny i czeka, aż znajdzie taką, co będzie na tyle zastraszona, że będzie mu pozwalać na takie zachowania! Opowiadam o tym wszystkim komu tylko mogę. Sprawdzam ogłoszenia na portalach pracy, bo wiem, że za niedługo znów pojawi się ogłoszenie. Takie samo na które ja odpowiedziałam... Rodzina pomaga mi w rzeczywistości uzyskać rozgłos, ja postaram się rozpowszechnić ten tekst jak największej liczbie osób, żeby przestrzec przed takimi sytuacjami. Nie jest mi wstyd, nie boje się, dzięki Bogu mam normalnych znajomych, którzy mi pomagają. Dziękuję, jeśli to przeczytałaś/łeś.
Czy kobieta może przelecieć faceta ? Temat bzdurny i można go wszelako interpretować . Temat rzucony po to , żeby poklikać i pośmiać się , a ten walnął kupala i opalikował go, jak gdyby odkrył niewypał. Nie bierz do siebie tego co Ci próbuje zarzucić , bo nie wiadomo , czy chodzi mu i tym razem o zebry , czy też może foki.
Heh. Nie mówcie, że nie! Wiadomo, że część rzeczy większości umyka, sporo z was wchodzi raz na kilka dni, żeby sprawdzić, co nowego, część doszła niedawno, a część zwyczajnie nie widziała zapowiadajki na fejsie. Wobec tego postanowiłam raz na jakiś czas [zakładam, że raz na miesiąc] zrobić maleńkie przypomnienie, żebyście mogli szybko przelecieć matkę i zobaczyć, co tam na niej było w ostatnim czasie. Gotowi? Zacznijmy od tekstu zwiastującego przeprowadzkę - "Nasz domek". Roboty ruszyły, my też ruszyliśmy z załatwianiem kredytu, który pewnie spłacimy, gdy Kosma na studia już się będzie wybierał, ale wiecie, jak się powiedziało "hop", to przecież trzeba podskoczyć. A że seks dobry na wszystkie smutki - w kwietniu pojawiła się kolejna część "Seksi chwil rodziców", zwiastowana wcześniej tekstem, o którym ktoś napisał, że jest zbereźny [qe?] "Płaczę, gdy to robię z dzieckiem". W kwietniu Kosmyka dopadło wredne choróbsko, ale, jak mi doradził pewien stary dziad w przychodni, "Trzeba sobie radzić", no nie? A to wszystko skłoniło mnie do napisania "Kilku słów o moim macierzyństwie" - swoją drogą, ten tekst chyba widzieli wszyscy, bo pięknie się klikał i byłam z niego dumna, prawie jak z Kosmyka, kiedy już położy się spać i nie wrzeszczy/nie płacze/nie wymusza/nie wykrada cukierków i nie rozlewa mojego żelu pod prysznic na całą podłogę. W maju wystartowałam z pierwszą częścią kalendarza przetworów na każdy miesiąc - druga część już niedługo ukaże się na blogu. Postaram się ją zrobić w miarę szybko, żebyście zdążyli cokolwiek zrobić 🙂 A jeśli nie chcecie nic robić w kuchni, to zróbcie sobie chociaż "Test. Czy będziesz idealnym rodzicem" - on też cieszył się popularnością i miło mi było czytać, że nie tylko ja jestem idealna 😉 "Jak pomóc dziecku przy zakrztuszeniu" - miło wiedzieć, że nie tylko mi nie podoba się, gdy ktoś każe dziecku podnosić rączki w górę przy zakrztuszeniu, nawet niewielkim, ale, jak się później okazało: nie ze wszystkim się ze mną zgadzacie w stu procentach. Nigdy bym nie pomyślała, że nasza cywilizacja doszła tak daleko, że kwestia hodowania królików na mięso, jeszcze dziesięć lat temu tak bardzo oczywista [przynajmniej na mojej wsi], wywoła tak wielki protest obrońców królików [tekst TUTAJ]. Wiecie, ja bym bardzo chciała, żeby króliczki, krówki i świnki żyły sobie do naturalnej śmierci, ale sytuacja jest taka, że albo one, albo ja. Mięso lubię, zamierzam jeść je jeszcze długo, a jeśli mam je kupować i pośrednio zabijać jakieś inne zwierzę [czy humanitarnie? czy to zwierzę było szczęśliwe? czy miało odpowiednie klatki? pożywienie?], to wolę zjeść swoje, którego żywot nie miał dla mnie tajemnic, bo przecież sama je hodowałam. W maju ukazały się też na blogu dwie reklamy - efekt warsztatów z Lovelą oraz post pod patronatem Klubu Toyota Kids. Jest mi niezmiernie miło, że przyjęliście je całkiem pozytywnie i szczerze mówiąc sama jestem z siebie zadowolona, że udało mi się je w miarę płynnie bez zaskoczeń wpleść w rytm bloga 🙂 A kiedy już wszystko sobie wyjaśniliśmy i przypomnieliśmy, dopowiem, że na samym dole jest spis treści, gdzie możecie znaleźć każdy tekst z każdego miesiąca, a po prawej stronie są miejsca, w których siedzę w sieci [oprócz profilu prywatnego, o którego obserwacji czasami wam przypominam i Aska, gdzie odpowiadam na pytania]. Do Bloggera nie musicie się aż tak bardzo przywiązywać, bo niedługo przeskakuję na własną domenę - a co! Na koniec, jak już przelecieliście matkę porządnie, mogę wam tylko solennie obiecać, że czerwiec i lipiec gorsze nie będą i zapytać skromnie, który z tekstów podobał wam się najbardziej [pytanie istotne dla mojego ego, które z różnych powodów, a najpewniej braku odpowiedniej ilości słodyczy, coś ostatnio szwankuje]. Udostępnij wpis➡A dla wiejskich [choć nie tylko] matek została też stworzona grupa, na którą serdecznie cię zapraszam TUTAJ➡Możesz też udostępnić wpis i skomentować go na Facebooku Jestem o tym, jak uciec z miasta i wychowywać dzieci na wsi, z dala od sklepów, ale bliżej historię znajdziesz TutajAle ona wciąż się pisze, więc zostań ze mną w kontakcie: KMud641. 296 432 462 436 375 207 483 442 118

czy on chce mnie tylko przelecieć test